niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 9




Był to mój tata, nie mogłam uwierzyć, co chciał mi właśnie powiedzieć.
-Jasmine musisz jak najszybciej do nas przyjechać.
-Oczywiście już jadę.
Momentalnie obróciłam się wokół własnej osi, poszukując odpowiedniego rozwiązania. Upadłam bezsilnie na ziemię, powoli sobie wszystko uświadamiając. Moja matka leży w szpitalu, to nie jest rozmowa na telefon. Słowa taty były jak piorun na niebie, psychicznie załamywały mnie od środka. Zdawałoby się że jestem krucha na zewnątrz, twarda w środku, lecz nigdy nie była to prawda. Okłamywałam samą siebie, by znaleźć w końcu jakieś porozumienie w swojej głowie. Czułam się gorzej niż na filmach, serce cisło mi  do góry próbując zabić.Pobiegłam do swojego pokoju pakując szybko swoje ciuchy. Świadomość, że moja mama  właśnie cierpi powoli rozbrajała mnie od środka. Nie miałam siły, moje życie coraz bardziej się waliło,zdawał się być jak bank i rabujący go włamywacze. Nw czy druga szansa była mi pisana, no ale żyć trzeba dalej, bez względu na to jakie jest. Te słowa odbiły mi się kilkakrotnie o mózg,powodując lekki mętlik. Spróbowałam się  ogarnąć, ale nie dałam rady, łzy tak po prostu spływały mi po policzkach. Byłam załamana, wszystko tak szybko się burzyło, nie dawało szansy, tej jednej głupiej szansy. Miłość pojawiała się i znikała, zapominając o najbliższych, o tym co zawsze mnie z nimi łączyło. Stałam na środku zatłoczonej ulicy szukając samą siebie. Osobę, która na prawdę wszystkiego żałuje, dlaczego akurat tak musi mnie los karać. Wiem, zrobiłam źle marnując swoją drugą szansę na życie, ale wiedziałam, że popełniłam ten jeden cholerny błąd. Odruchowo natrafiłam na żyletkę, którą miałam ochotę przyłożyć sobie do żył. Nie, nie to zbyt proste, pozbawić się życia i już nigdy więcej go nie zasmakować. Przeprosić wszystkich, którym wyrządziłam krzywdę, to był najważniejszy punkt, którego nie zaliczyłam, by dostać happy end. Uśmiechnęłam się sama do siebie, takie proste, a takie grzeszące. Chwyciłam torbę do rąk i zabierając kurtkę z wieszaka, przekroczyłam próg drzwi.

 Moje serce przyspieszyło pulsu. Moje dłonie zdawały się być lepkie, a głowa boleć. Słabłam na widok osoby stojącej przede mną, był to mój osobisty diabełek, z którym mogłabym zawsze grzeszyć. Mulat o brąz tęczówkach i zniewalającej urodzie mącił w moim życiu, jednocześnie robiąc zamieszanie w sercu. Złapał mnie, co za szczęście-pomyślałam. Poczułam jego ciepłem ręce spoczywające na moich i ten jego śliczne paczałki skierowane wprost na moje. No i tutaj musiałam się zrelaksować, oddając się jemu, tych jego pięknie ułożonych ustach, raz po raz lekko przez niego zagryzany białym rzędem zębów. Jak on to robił, że przy nim mogłabym totalnie zwariować, takie momenty należałoby opisać w jakieś romantycznej powieści o dwoja ludzi szukającej drugiej połówki. Dobiła 12. w mojej głowie, to właśnie o tej godzinie Kopciuszek stracił te wszystkie zaskakujące rzeczy, tak też było w moim przypadku, w głowie zapaliło po raz kolejny się to głuche światełko. Oderwałam się od niego, ręką ocierając swoje malinowe usta.

-Przepraszam, do nie miało mieć miejsca- burknęłam 
-To ja przepraszam, gdyby nie ja to by do tego nie doszło-powiedział spuszczając głowę w dół.
-Zapomnijmy o tym. Przyjaciele? -zapytałam z nutką nadziei
-Oczywiście, tylko my się prawie nie znamy.
-No tak, przepraszam, ale przez  te chwile namiętności zapomniałam o bardzo ważnej sprawie. Przepraszam, muszę pędzić.
-Co się stało? - zapytał patrząc na moją powoli smutniejącą twarz.
-Nic, bo, tylko....-poddałam się łzą.- moja mama leży w szpitalu i muszę do niej jak najszybciej jechać-powiedziałam wyciągając telefon.
-Co ty robisz?
-Szukam numeru Taxi-odpowiedziałam.
-Przestań-lekko przesunął moją dłoń, tak, że bezpiecznie znalazła się w kieszeni-Ja ciebie zawiozę, gdzie to jest ?
-Na przedmieściach, ale Zayn-powiedziałam rozpływając się.
-Cii-powiedział szeptem-zawiozę Cię.
***
Siedziałam w samochodzie, spoglądając się w dal przede mną się znajdującą. Zayn kierował samochodem, raz po raz spoglądając się na moją bad minę. Cisza nasz ogarniająca zmieniała się w ciemne podziemia jakiegoś horroru. Coraz bardziej się bałam, musiałam ten stan pokonać, no musiałam.
-Zayn, a dzwoniłeś może do chłopaków, że nas nie będzie ?
-Nie, niech się pomartwią, jeszcze jakieś 5,4,3,2,1 i...
Nasze telefony momentalnie zaczęły dzwonić, a dzwonił nie kto inny tylko Harry, Niall, Liam, Louis, Eleanor, Sophie i tak w kółko. Po kolejnym sygnale odebrałam, nie zwarzając kto to.
-Halo,no co pali się czy co ?
-Jas, nareszcie, myślałem, że coś ci się stało. Przecież Zayn miał cię tutaj do nas przywieźć.
-No widzisz, ale nie przywiózł, jedziemy właśnie do szpitala, moja mama..-chwilkę zwątpiłam-moja mama tam jest, no i coś z nią nie tak.
-Co? Jas już taam jadę, gdzie to ?
-Harry uspokój się, wszystko okey. Najpóźniej za dwa dni będę  z powrotem.
-No dobrze, powiedz Zaynowi, że ma być z tobą cały czas i nie wracać, chyba, że z tobą.- w tym momencie zrobiłam na głośno mówiący.
-Słyszałeś ?-powiedziałam do Zayn'a
-Zrozumiałem Hazzo, Edwardzie, doktorze Stylesie.
-Okey kończę, bo Niall mi zje wszystkie kiełbaski.
-Lool, szybko, bo ich już nie będzie.
Odłożyłam telefon i spojrzałam na Zayna, jednocześnie w tym samym czasie wybuchneliśmy śmiechem i to takim głośnym, że pewnie wszyscy ludzie na dworze nas słyszeli.Nie no ten, to na serio humor umie poprawić. 
***
Byliśmy już na miejscu. Szybko otworzyłam drzwi i pobiegłam w stronę ogromnego budynku zwanego szpitalem. Stanęłam przed dość dużymi szklanymi drzwiami chcąc jakoś się do tej sytuacji przygotować. Co powiem, gdy zobaczę mamę, co będzie jak jej coś poważnego jest ? Te pytania nadal wierciły w moje głowie dołek. Popchnęłam ogromne wrota i z Zayem pomaszerowałam na hym..2 piętro, a dokładnie na odział położniczy. Wcisnęłam duży guzik znajdujący się w windzie i czekałam aż otworzą się blaszane drzwi. Wsłuchując się w muzyczkę, zauważyłam, że Zayn wdał się w rytm i zaczął nawet ją śpiewać. Przed oczami stanęła mi fanka One direction, która za bilet zrobi wszytko, a za choć jedno na nich spojrzenie skoczy w ogień. Tak ja byłam, nastolatka przechodząca ten wiek, wiek boysbendów, słodkiej nastolatki. Te chwile owijały mnie i nie dawały się rozplątać, był to czas poświęcony w dużej mierze muzyce, która na tamte czasy była ważnym organem kultury. Bardzo lubiłam na tamten czas Zayna Malika gwiazdę pop, na którego widok dostawałam orgazmu, tamte lata przeminęły. Nie znałam go, a teraz próbuję go poznać. Wszystkie fakty, rzeczy w które, ja głupia wierzyłam, były nieprawdą, on taki nie jest. Żadnym bad boy'em na pewno nie, to po prostu wyluzowany 19-latek,który w jakiś sposób próbuje zarobić. Szłam przed siebie tak, jak teraz długim korytarzem. Na jej końcu ujrzałam postać mojego ojca siedzącego z głową w dłoniach, ewidentnie był czymś załamany. Podeszłam do niego i przytuliłam, on spojrzał na mnie i wzrokiem zbitego psa zakomunikował:
-Jasmine, mama jest chora.
-Na co? tato na co ?
-Ona...
                                                                          
Siemkaaa ;D
No i znowu zostawiam was w takim momencie, no ale cóż...peszek ;x
Sorry, że nie dodawałam next'a, no ale :
1)pierwszy tydzień miałam, dużoo nauki ;x
2)brak weny ;c
3)nie chciało mi się,
4)no i jestem choraa ;c
Tak już bywaa, następny postaram się dodać bez takiego 2-tygodniowego spóźnienia. ;*
Rozdział 9 wyszedł dobrze, ale mógł byż lepszy. ;x
Dziękuję za wszelkie komy i bardzooo proszę o więcej.

Ps: Co myślicie o tej sprawie z Elką ? Piszcie w komach. ;D
Pozdrawiam,
Anka ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz