środa, 31 października 2012

Part ; 1 .

Siedzę z gorącą czekoladą w ręku przy kuchennym oknie . Patrze właśnie na tłum fanek przed moim domem . Odkąd rozstałam się z Zayn'em wciąż nie dają mi spokoju . Ale cóż trzeba jakoś się z tym pogodzic tak od razu na pewno nie dadzą mi spokoju lecz myśle że z czasem im to przejdzie . Siedząc rozmyślałam dosłownie o wszystkim i niczym , pełno myśli krążyło mi po głowie nawet nie mogłam wybrac chociaż jednej by właśnie nad nią spokojnie pomyślec . Nagle z tego mętliku w głowie wyrwała mnie dośc do nośnia wibracja ... z niechęcią spojrzałam na ekran telefonu . Oczywiscie dzwonił do mnie Niall który wogóle nie dawał mi spokoju z resztą tak jak reszta chłopaków oprócz Zayn'a . Po dłuższym namyśle odebrałam .
-Hej [T.I] , właśnie wymyśliliśmy z chłopakami mały wypad nad jezioro może chciałabyś zabrać się z nami ? - mile powiedział Nialler .
Po chwili milczenia w końcu zdecydowałam się na odpowiedz .
-...w sumie byłoby fajnie się gdzieś wybrać , lecz wiesz ze mną i Zaynem nie jest najlepiej obawiam się że zepsułabym Wam całą zabawę moim humorem - odpowiedziałam mniej optymistycznie niż Niall .
Po dłuższej namowie zgodziłam się . Spojrzałam na zegarek była godzina 19 . Chwile przystanęłam i ruszyłam się szykować . W miare cieszyłam się na ten wyjazd lecz cały czas rozmyślałam jak to będzie z Zaynem . No ale cóż co ma być to będzie . Uszykowana stanęłam przed drzwiami i wykukiwałam czy przypadkiem nie przyjechał już po mnie Liam . Znów zerknęłam na zegarek było za pięć dwudziesta a umówiliśmy się na 20 więc postanowiłam iść się napić do lodówki . Nagle usłyszałam klakson , wiedziałam że muszę jakoś w miarę szybko pobiec do samochodu bo Liam i Ja nie mogliśmy za długo pozwolić sobie czekać wśród takich fanów . Wzięłam torbę i szybko wybiegłam z domu . Fanki które akurat nie należały do najspokojniejszych od razu podbiegały do samochodu ale my szybko się uwinęliśmy i pojechaliśmy w miejsce w którym wszystcy mieliśmy się spotkac . Jechaliśmy równo godzinę dwadzieścia . Gdy dojechaliśmy na miejsce wszyscy już byli . Wyszliśmy z auta , przywitałam się z wszystkimi po kolei i zobaczyłam że Zayn siedzi na uboczu co było dla mnie bardzo rzadkim a zarazem dziwnym widokiem . Nie wiedziałam co mam zrobić . Lecz postanowiłam że wypadałoby się z nim przywitać . Podeszłam , patrzyłam chwile na niego lecz on tylko patrzył daleko przed siebie nawet nie spoglądając kto do niego przyszedł . Usiadłam obok niego . Nagle spojrzał na mnie .
-Hej - powiedziałam .
-no Cześć ! - odpowiedział nie patrząc na mnie .
-chyba powinniśmy porozmawiać .
-tak , masz racje tylko że nie wiem od czego zacząć ...
Ucieszyłam się , bo mówiąc to patrzył na mnie tak jak kiedyś .
-bardzo mi Ciebie brakuje [T.I] nie wiem czy dłużej tak wytrzymam , bez twojego oddechu , zapachu , głosu...Chciałbym cię za wszystko bardzo przeprosić . To co zrobiliśmy nie było za mądre z naszej strony , bo widzę że tobie też nie jest za łatwo z naszym rozstaniem .
Nie miałam pojęcia co mam mu odpowiedzieć , po chwili ciszy w końcu odpowiedziałam .
-Zayn no a komu by było łatwo z takim czymś ?! nikomu no chyba że nie zależałoby komuś na drugiej osobie ale wiesz jak jest ze mną ... nie wiem co teraz dalej z tym zrobimy lecz pamiętaj zawsze będziesz dla mnie , moim ukochanym Malikiem .
On jednak nic nie odpowiedział i to przez dłuższą chwile . Szczerze trochę mnie to zmartwiło . Spojrzał na mnie , ja natomiast cały czas byłam wpatrzona w niego i po chwili spotkania się naszych wzroków . Pocałowaliśmy się . Tego mi brakowało . Czułam się taka szczęśliwa . Wstaliśmy wziął mnie za rękę i poszliśmy obok brzegu na długi długi spacer , wszystko sobie wyjaśniliśmy i postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szanse....


heej , mój pierwszy imagin na tym blogu  . mam nadzieję że się spodoba ;> pierwsza sprawa ; jutro nic nie dodam , cały dzień poza domem ; x a druga ;  co do imaginów , to dodaje je w każdy dzień oprócz śród i piątków ( no i w takich przypadkach jak np. jutro ale to zawsze będę przed informowała )  tak więc do sobotki , paaa ! ;*

wtorek, 30 października 2012

Nowa ! ;DD

Siemka . Mam na imię Inez , mieszkam w Poznaniu , mam 14 lat i będę pisała tutaj dla Was imaginy ! :D mam nadzieję że się Wam spodobają , no ! xd jak zwykle nie wiem co mam o sobie napisać , więc jak chcecie jakieś informacje o mnie to pytać ;)) jutro pierwszy imagin , więc do zobaczenia . narka ! ;*

niedziela, 28 października 2012

Rozdział 5 part1



Leżeliśmy na środku szpitalnego korytarza wzbudzając w pacjentach postrach. Wszyscy przeciskali się pomiędzy nami, próbując dać nam do zrozumienia, że mamy się podnieść. Nagle mój świat, moja bajka prysła jak bańka mydlana. Szybko podniosłam się otrzepując z siebie resztki godności. Zayn siedział na ziemi zdezorientowany, a ja podążałam przed siebie.  Moja decyzja była pochopna i nieprzemyślana. Zastanawiałam się co ja przed chwilą zrobiłam, dlaczego mój rozum nakazał mi odejść od niego? Czy to jakiś znak? Musiałam zacząć myśleć racjonalnie. Przecież ja go w ogóle nie znam,  niespełna wczoraj pogodziłam się ze zdradą Luka, a dzisiaj podjęłam desperacki wyczyn. Miłość nie mogła przyjść z dnia na dzień,  byłaby to wówczas jakakolwiek zmiana w moim życiu, która szybko by zniknęła. Obróciłam głowę, spoglądając za siebie, próbował się podnieść, ale mu to nie wychodziło. Każdy ruch sprawiał ból, ból po utracie czegoś ważnego, czym jest miłość. Ja szłam długim korytarzem, który okazał się życiem, bez przystanków, życiem pędzącym i tętniącym ......smutkiem?! Tak nie mogło już być! Moje życie coraz bardziej staczało się na dno, jak titanic. Chciałam wszystko zacząć od zera, chciałam odzyskać to na czym tak bardzo mi zależało. Nie miałam ochoty rywalizować z miłością, chciałam podążać w jej głąb legalnie, nie przez skróty. Jutro przecież miałam iść do szkoły, a dzisiaj paraduję po szpitalu ze złamaną nogą.  Brakowało mi czegoś, no tak moich przyjaciół. Ruby, której nie widział tak długo, najlepszej przyjaciółki, z którą poznawałam świat w piaskownicy. To z nią zganiałam gołębie z ganku, to z nią poznawałam sekrety kobiecości i to z nią chciałabym przyjaźnić się do końca życia. Tymczasem ona według mnie odbierała to inaczej, olewała to. Nie dawało mi to spokoju,dlaczego ona się tak zachowuje, co ją do tego prowokuje. Czy robi to specjalnie? Ukrywa coś? Musiałam to wyjaśnić. Wzięłam do ręki komórkę i przejechałam po dotykowym ekraniku, w poszukiwaniu numeru. Znalazłam! W moim uchu rozbrzmiał się dźwięk sygnału.
-Hey Ruby!- powiedziałam z radością w głosie.
-Cześć Jas, co chciałaś?- oznajmiła mi oschle.
-To już nie  można zadzwonić do najlepszej przyjaciółki, która nie odzywa się do mnie?!
-Przepraszam, no ale sama wiesz, że prawie wywalili mnie ze szkoły. Muszę dbać o reputację- jak zwykle mistrzyni kłamstwa się odezwała.
-Ah, no może się spotkamy i pogadamy co?
-Wiesz, no bo.... nie...
-Nie masz czasu? Proszę nie kłam, chcę żebyś mi w końcu wszystko wyjaśniła. O co tu do cholery chodzi!- powiedziałam zdenerwowana.
-Kotku nie denerwuj się, spotkajmy się przy naszym drzewie.
Przy naszym drzewie- powiedziałam kilkakrotnie w myślach.
-Halo, słyszysz mnie? To jak?
-No, tak przy naszym drzewie.
Schowałam do kieszeni małe urządzonko i bez żadnych skrupułów wyszłam ze szpitala w samej koszuli ze złamaną nogą. Nie obchodziło mnie w tej chwili to,że jestem nie ubrana, czy też, że wyszłam właśnie ze szpitala,bez jakiekolwiek pozwolenia. A co ja właściwie gadam?!  Jestem człowiekiem i nie mam zamiaru być więziona w szpitalu, co to właściwie za różnica leczyć się w domu, czy też w szpitalu. Stałam właśnie przy drzewie, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam Ruby. Dookoła widniał mały staw i wiele różnobarwnych drzew. To tutaj była nasza kryjówka przed problemami nastolatek. To tutaj uciekałyśmy bezpowrotnie. Wspomnienia wróciły, melodyjny śmiech dało się słyszeć w moich uszach. Było to wtedy ciepłe czerwcowe popołudnie. Miałam wtedy niespełna 8 lat i nie należałam do tych dzieci, które miały masę przyjaciół pod reką i nigdy nie zaznały smutku. Ja osobiście byłam na skraju wyczerpania dziecięcego  Codziennie wracałam do domu, z myślą, że jutro będzie nowy dzień i na pewno kogoś poznam. Los chciał widocznie dobrze, bo spacerując po parku postanowiłam podążać za małym kolorowym motylkiem, który prowadził mnie w głąb  jakiegoś lasu. Moja mama nawet nie zauważyła, kiedy zniknęłam jej z pola widzenia, zajęta była czymś o wiele ważniejszym od życia własnego dziecka. Podskakując z nogi na nagę omijałam dość duże kamienie. Ubrana w różową sukienkę i w brązowych kiteczkach przyozdobionych kokardkami zahaczyłam się o krzak. Motyl nadal leciał, a ja nie mogłam za nic go złapać. Powoli zaczęłam odczepiać gałązkę z moich długich włosów. W ten usłyszałam czyiś śmiech, tak ten śmiech, którego nie mogłam zapomnieć. To była ona- Ruby, małą blondynka, która skakała po kamieniach znajdujących się na stawie. Niespodziewanie jednego głazu zabrakło, a  ona w bialutkiej sukieneczce zanużyła się w dość głębokiej tafli. Momentalnie wyrwałam się z krzaków pozostawiając na nich swój pukiel włosów. Podeszłam ostrożnie do brzegu owej wody i wypatrywałam jakiegokolwiek znaku życia. Nagle z wody wynużyła się ta sama dziewczynka co przed chwilą skakała po niebezpiecznych skałach. Dusiła się i nie mogła złapać powietrza, woda coraz bardziej wlewała się do jej płuc. Szybko chwyciłam do ręki długi patyk i nachyliłam się z nim tak, aby mogła chwycić, Udało się!- uśmiechnęłam się pod nosem. Spojrzałam jeszcze raz na staw. Wszystkie złe myśli zniknęły. Potem było tylko dobrze. Wyprowadziłam ja z wody i razem usiadłyśmy przy drzewku, jeszcze małym drzewku, który z biegiem lat wyrósł na gigantyczną roślinę. Spotykałyśmy się tam codziennie, poznając coraz bardziej nasze dwa światy.
Usłyszałam dźwięk łamanej gałązki pod wpływem czyjegoś nadepnięcia na mech. Potem tylko jej oddech przy moim uchu i stała już przed mną cała roztargniona i wesoła- cała Ruby pomyślałam przytulając ją do siebie.
-Jas, przepraszam Ciebie za wszystko, ale to jest takie trudne.Nie wiem jak mam Ci to powiedzieć.
-Ruby, nie znamy się od dziś, więc wal śmiało.
-Łatwo Ci mówić, boję się, że po tych słowach nie odezwiesz się do mnie. Pozwolisz na to, żebym do końca życia nie miała przyjaciółki.
-Co ty wygadujesz, Ruby gadaj, co zrobiłaś?
Ruby wzięła głęboki oddech i powoli ze skupieniem rozpoczęła swój monolog.
-No więc tak, pamiętasz jak byłaś przedwczoraj w barze? Tak?
-No,a skąd ty to wiesz?
-Byłam tam, pamiętasz jak Luke też tam był?
-Tego nie da się zapomnieć, jak lizał się z jakąś blondynką.
-No, bo właśnie Jas to byłam ja, to ja się z nim całowałam. No, bo...ten...tego...ja z nim jestem. Jas?
-Co? Ruby? Co ty mówisz?
Zrobiłam dwa dość ciężkie kroki w tył i z nogą w gipsie zaczęłam biec. Ciągnęłam dość duży bagaż za sobą, nie mogąc wybaczyć sobie co takiego przed chwilą usłyszałam. Potknęłam się. Leżałam gdzieś w lesie w błocie, płacząc i nie mogąc się podnieść.  Próbowałam poukładać sobie wszystko w jedną całość, ale się nie dało. Dlaczego? To pytanie było częstym gościem w mojej głowie. Najbardziej wykańczała mnie ta bezradność, że nic nie mogę zrobić. Łzy leciały mi tonami z oczu, rozmazując przy okazji mój makijaż. Wyglądałam jak zgwałcona nastolatka, która obudziła się w lesie, daleko od swojego domu. Miałam ochotę zaszyć się w jakąś króliczą dziurę i już nigdy z niej nie wychodzić. Zbliżał się wieczór, a ja nadal nie  mogłam się ogarnąć. Mój telefon nieustannie dzwonił powodując lekkie wibracje w mojej kieszeni. Łatwe?! Nie było to łatwe,nie na codziennie dowiaduje się o tym, że moja najlepsza przyjaciółka lizała się z moim 'byłym' chłopakiem.
Nagle usłyszałam przeraźliwe łamanie jakiś gałęzi i do tego ostre przeklinanie.
-Ku*wa skąd to tutaj się wzięło.
Tuż po tych słowach ujrzałam...
                                                                        
Hey! :)
Postanowiłam ten rozdział podzielić na 2 części.
Nie miałam czasu napisać to w całości, no więc to podzieliłam^^
Wielkie dzięki za komy,dla mnie to tak wiele. :)
Proszę komentujcie.
Do zobaczenia za tydzień,
Ania x

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 4


Z perspektywy Zayna

Obserwowałem Jasmine, nie wyglądała najlepiej. Chciałem jej wszystko wyjaśnić, powiedzieć o moich uczuciach. Moje serce gnało do przodu, chciało wszystko wyjawić. Jednak rozum nie pozwalał, nie dało połączyć się tych dwóch rzeczy, jedno chciało tego, a drugie tego.  Nie mogłem szastać tak obojętnie moim życiem, przecież ja mam Perrie, kocham ją i chciałbym związać się z nią na całe życie. Ale moje uczucia nie pozwalały działać, odkąd zobaczyłem Jasmine, nie mogę przestać o niej myśleć. Chodzę rozkojarzony i zapominam nawet o pracy, czy dziewczynie. Musiałem to zmienić, chciałem już wychodzić, nie miałem siły na dalsze konwersacje z Jas, musiałem stoczyć walkę z sercem. Niestety rozum wygrał. Nie chciałem w żaden sposób skrzywdzić mojej narzeczonej, ani też Jas. Wtedy to zobaczyłem, zobaczyłem jak jej ciśnienie powoli spada, a oczy zdawały się być ciężkie. Natychmiastowo pobiegłem na korytarz głośno wykrzykując: -Niezwłocznie potrzebny lekarz!
Podbiegła do mnie zdyszana pielęgniarka, popychając mnie weszła do środka. Za nią szybkim krokiem szedł lekarz. Przypatrywał się tej całej reanimacji. Nie długo, do czasu gdy pielęgniarka zauważyła mnie stojącącego ze szklankami w oczach. Miałem udać się do poczekalni, gdzie nerwowo chodziłem wokół krzeseł. Nagle zauważyłem jak lekarz wychodzi z sali, w której leżała dziewczyna ciążąca na moim sercu. Podbiegłem do niego pytając się:
-Proszę pana, co z Jasmine?
-Powiem tak, ledwo ją uratowaliśmy. Gdyby nie pan, dawno by już leżała w kostnicy.
-Czyli żyje?
-Tak, przecież to przed chwilą powiedziałem. Jest w śpiączce, ale niedługo powinna się obudzić.
-Dziękuje.
Odpowiedziałem i wszedłem z satysfakcją, że ją uratowałem. Leżała tam taka blada, słaba. Nie mogłem jej tak zostawić, musiałem być dla niej przyjacielem. Widząc jak cierpi miałem ochotę zostawić wszystko i zabić tego gnoja. Musiałem coś z tym zrobić, przecież,gdy Jas znowu go spotka, ten postąpi tak samo. W ten ujrzałem kogoś w drzwiach, była to cała piątka wraz z Eleanor i jakąś dziewczyną, o ile pamiętam była to Sophie. Podeszła do łóżka łkając na sam widok jej najlepszej przyjaciółki. Harry o dziwo podszedł do niej i mocno ją przytulił.  Nie byłem w temacie co między tym dwojga się dzieje, byłem załamany, nie mogłem na to patrzeć. Wyszedłem z pokoju podąrzając w kierunku drzwi wyjścia. Słyszałem czyjeś kroki i krzyki, abym się zatrzymał. Ja nie mogłem, moim ciałem zawładnął szok, którego nie mogłem się w żaden sposób pozbyć. Stałem już przy swoim samochodzie lekko przekręcając kluczyki w drzwiach. Ku moim oczom pojawiła się zgrabna postać, tej samej dziewczyny, którą wcześniej widziałem płaczącą przy łóżku Jas.
-Zayn, Zayn nareszcie się zatrzymałeś. Ile można za tobą biec i się drzeć. Masz coś ze słuchem?
-Nie!- powiedziałem stanowczo- jeśli pozwolisz chciałbym już jechać do swojej dziewczyny.
-Chciałam Tobie tylko podziękować, za to, że ją tutaj przywiozłeś i, że uratowałeś jej życie.
-Drobiazg, ale proszę nie mów jej o tym, że dzięki mnie się tutaj znalazła. Jak się obudzi, to... zawahałem się, nie miałem pojęcia co powiedzieć....to powiedz, że życzę jej powrotu do zdrowia.
-Okey, jeszcze raz dzięki za wszytko. Cześć
-Cześć- odpowiedziałem wsiadając do samochodu.
Jechałem nie zważając na zasady drogowe, które bynajmniej i mnie obowiązywały. W tej chwili czułem ból jaki kierował moim sercem. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Do wczoraj wszytko było dobrze,  siedziałem z Perrie mocno się przytulając, w ten rozbrzmiał się telefon, który zmienił moje życie o 90 stopni.- Zayn, wyjdziesz z nami wieczorem?- Tam gdzie zawsze o 20.00. Dzwonił Harry, ledwo podniosłem się z wygodnej kanapy przepraszając moją dziewczynę. Udałem się do kuchni, gdzie jak co dzień o tej porze musiałem zażyć leki, które od urodzenia trzymały mnie przy życiu. Byłem chory na serce. Nie funkcjonowało normalnie, tabletki tylko sprawiały, że serce było odporne i biło normalnie. Ukrywałem tą chorobę przed całym światem, przed przyjaciółmi, nie było mi to na rękę, ale gdybym powiedział to na przesłuchaniach do xFactora, na pewno by mnie nie przyjęli. Mógłbym co prawda żyć bez kłamstwa jako nauczyciel biologii, ale wtedy nie poznałbym tylu wspaniałych ludzi. Właśnie ból doskwierał mi w obrębach klatki piersiowej. Wiedziałem, że niezwłocznie muszę wziąć białą kapsułę. Lecz serce nie wytrzymało, ból nasilał się, a ja siedziałem w korku do własnego domu. Szybko wysiadłem z auta i człapałem w kierunku owego budynku.  Ludzie robili mi tylko zdjęcia głupio przy tym spoglądając, zrobiło mi się przykro, że ludzie tacy jak ja dostrzegają mnie nawet w tak ciężkiej sytuacji w roli gwiazdy. Nikt nie miał zamiaru mi nawet pomóc, śmiali się tylko ze mnie, z myślą, że robię to specjalnie. Otworzyłem drzwi mocno trzymając się prawej strony. Na szczęście Perrie była w domu.
-Kochanie, skarbie, przynieś mi proszę tebletki z kuchni. Leżą na bladzie.
Podbiegła do mnie ze wzrokiem zawieszonym nadal na małym opakowaniu. Rzuciła mi zaniepokojone spojrzenie, po czym wręczyła mi jedną kapsułkę do dłoni. Chwyciłem kubek z wodą i przełknąłem wraz z rzeczą, która pozwoliła mi dalej żyć.
Z perspektywy Sophie
Siedziałam przy Jasmine cały czas nie odstępując ją na krok. Nie wiedziałam czy zadzwonić do Ruby, była już nam tak obca. Nie miała dla nas czasu, nie chciała się z nami spotykać, a nawet nas omijała.  Nie było to zachowanie na poziomie przyjaciółki, wyglądało to jakby nie miała dla nas czasu, albo po prostu stara się o chłopaka. Zawsze tak znikała na parę dni, a potem, że chodzi z jakimś fajnym kolesiem, z którym zrywała dla innego. Chwyciłam telefon i wykręciłam dobrze mi znany numer.
-Cześć, tu Ruby. Jeśli nie odbieram to znaczy, że widocznie zawracasz mi głowę. Oddzwonię później, cya.
Te słowa wywołały we mnie przemoc taką, że roztrzaskałam komórkę o ścianę szpitala powodując lekkie uszkodzenia. Wywołało to dość duży hałas, taki, że Jasmine otworzyła oczy. Delikatnie i z wielką ostrożnością otwierała zaspane powieki. Oczy walczyły ze światłem jaki panował w pokoju. Przyzwyczaiła się i wyostrzyła wzrok.
-Sophie,to ty?
-Tak, ja a co?
-A gdzie Zayn?
-Jaki Zayn, przecież Zayna tutaj nie było, chyba Tobie się przewidziało. Ale dzwonił i kazał ci powiedzieć, abyś wracała do zdrowia.
-Na pewno tutaj był, pamiętam jak przez cały sen siedział koło mnie i szeptał mi miłe słówka do uszu.
-Jas, Zayna tutaj nie było!- powiedziałam zdenerwowana.
-Dobraa Soph, zrozumiałam. Co ze mną?
-Z Tobą, no jak widzisz masz złamane kończyny, no i tą brew rozciętą.
-Ja tutaj nie wytrzymam psychicznie, kiedy wychodzę?
-Pewnie za jakiś tydzień, dobra nw, pójdę zapytać się lekarza- powiedziałam z uśmieszkiem na twarzy.
Z perspektywy Jasmine
Ujrzałam postać Sophie znikającą w drzwiach. Miałam plan, chciałam stąd jak najszybciej uciec. Podniosłam lekko ciało chcąc znaleźć się w postawie siedzącej. Próbowałam stanąć na nogi, ale moje oczekiwania poszły na marne. Przy każdym najmniejszym ruchu ból opanowywał system. Zacisnęłam zęby i wstałam o własnych siłach opierając się na kulach. Założyłam swoją kurtkę i poszłam przed siebie. Wyszłam na korytarz i kuśtykając omijałam pacjentów. Właśnie przechodziłam przez odział kardiologii. Nagle zauważyłam Zayna idącego w kierunku jakiegoś lekarza. Prowadziła  go jakaś wytapetowana blondyna. Zayn ledwo szedł trzymając się za serce, w pewnym momencie nasze oczy się spotkały. Przyspieszyłam kroku, aby być blisko niego. Zayn nie odrywał ode mnie wzroku, pokazując mimikami twarzy i rąk abym nie podchodziła. Z uśmiechem na twarzy, dumna dotarłam do celu.
-Cześć Zayn.
W moją stronę odwróciła się owa blondynka.
-Cześć nw kto- powiedziała z ironią w głosie.
-Jasmine- podałam jej dłoń
-Perrie, narzeczona Zayna- blondynka chwyciła opuszkami palców moją dłoń, w ten sposób pokazując swoją pustość.
-Bardzo miło mi Ciebie poznać, do zobaczenia Zayn.
-Jas, gdzie ty się wybierasz?!
-Jak najdalej stąd, nie chcę się znajdować na oddziale psychicznie chorych.- powiedziałam idąc w głąb korytarza.
-Jas! Czekaj wszystko Tobie wyjaśnię!
-Zayn, nie marnuj czasu na takie mondrale i szmaty.
-Zostaw mnie.
Tylko tyle zdołałam usłyszeć oddalając się z tamtego miejsca. Potem tylko krzyki Zayna i dźwięk jakby upadku czegoś ciężkiego na ziemię. Momentalnie odwróciłam swoje zakłopotane oczy. Ujrzałam tam leżącego na ziemi bezwładnie chłopaka będącego moim ideałem, serce rozpadło mi się na miliony kawałeczków, których nie mogłam poskładać. Obserwowałam jak spanikowana Perrie, szmeri wybiega ze szpitala omijając mnie. Ja natomiast podeszłam do niego resztkami sił, chcąc jakoś mu pomóc. Podeszłam do niego i momentalnie usiadłam. Przyłożyłam ucho do jego serca nasłuchując czy bije, biło ale słabo. Chwyciłam palcami jego nos lekko go przyciskając,następnie wbiłam się w jego usta, dostarczając mu powietrza. Zrobiłam jeszcze masaż serca, który spowodował, że Zayn oprzytomniał. Otworzył oczy i widząc mnie przygryzł dolną wargę. Wpatrywaliśmy się w siebie jak para zakochanych ludzi, którzy szukają szczęścia i nadziei w byciu razem. Chwyciłam jego twarz i pocałowałam jego idealne usta. On pogłebiał nas pocałunek oddający się w namiętność. Nie obchodziło mnie teraz czy go znam, czy nie wiedziałam po prostu, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Przytuliłam się do niego, opierając o jego wyrobiony tors. Wreszcie zasmakowałam prawdziwej miłości, miłości dzielącej mnie na dwie części- zbuntowanej Jas, która nigdy nie zasmakowała miłości i dziewczynę szczęśliwą, której marzenia wreszcie się spełniły. Leżeliśmy tam razem jak para staruszków, która wytrwała wszytko, całe zycie razem. Wiedziałam, że to właśnie Zayn jest tym jedynym, nie obchodziła mnie jego sława, czy też bogactwa tylko jego uczucia, to co miał w środku, w chorym serduszku. Wyobrażałam sobie życie, które istniałoby gdybym pogłebiła się bardziej w smutku i rozpaczy. Nie miałam pojęcia co to miłość, a tak naprawdę dzieliły mnie z nią metry, a nawet milimetry. Od tego momentu zaczynałam prawdziwe życie, życie bez rodziców, Luka, życie tylko i wyłącznie z Zaynem.  Zrozumiałam, że prawdziwych przyjaciół poznajemy tylko i wyłącznie w biedzie.
                                                                                    
Rozdział wyszedł taki sobie. Za wszystkie obrazy dotyczące Perrie Edwards przepraszam, wiem, że ona ma fanki i ja też nią jestem, ale musiałam jakoś ubarwić jej osobę. Ma być tutaj takim czarnym charakterem. Proszę piszcie na mój e-mail. Szukam kogoś na bloga, kto pomoże mi pisać. Patrz poprzedni post. Za wszelkie błędy ortograficzne itd. przepraszam, ale naprawdę się spieszyłam. Chciałam aby ten post był jeszcze dzisiaj dodany.
Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień. *____*
Ps. Może napiszę jakiś imagin xD

sobota, 20 października 2012

Głos Zayna

Hey! Mam do was pytanko, a mianowicie: Czy wam też się wydaje, że Zaynowi zmienił się głos? Według mnie to on za dużo pali. Powinien to rzucić, ja chcę dawnego Zayna, który swoim śpiewem zabijał, a teraz ma głos nie do poznania. A z resztą co ja tu paplam, sami oceńcie:

Zayn kiedyś O.O *.*


Zayn teraz -,-

Masakra, bardzooo według mnie się zmienił. x
Piszcie w komach coo tym sądzicie?

Aaaaa.....
Jeśli chcecie ze mną pisać na blogu, czy coś to poszukuję kogoś do imaginów xD. Albo ogólnie żeby ktoś pisał. Napiszcie coś o sobie i wysyłajcie na mój e-mail : ania12300skal@onet.pl.

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 3


Mój sen przerwały jakieś odgłosy. Powoli odchyliłam jeszcze zaspane powieki, wyostrzyłam wzrok i zobaczyłam Eleanor szturchającą mnie i krzyczącą w niebo głosy- Jasmine, obudź się, za 1h idziemy na imprezę. Te słowa postawiły mnie natychmiastowo na Ziemię, wystrzeliłam jak torpeda i pobiegłam w kierunku mojego "nowego" pokoju. Chwyciłam to co miałam ubrać i wskoczyłam do łazienki. Czemu ja spałam?-przypominałam sobie bezradnie sytuację z popołudnia. No tak, piłyśmy czekoladę, no i Sophie opowiadała nam jak próbowała zdobyć numer do Harrego Stylesa ( ps. tylko on z One direction się jej podobała, tak to ich nie lubiła). Było to tak nudne, że najwidoczniej usnęłam, a dziewczyny nie chciały mnie budzić. Właśnie wchodziłam pod prysznic, kropelki wody spływały po mojej ciemnej skórze. Zastanawiało mnie to , gdzie teraz jest mój chłopak, czy zabawia się w najlepsze z jakąś laską. Nie wiedziałam czy mam wierzyć w te wszystkie słowa Sophie, czy też wierzyć Lukowi. Ale jak przecież w ogóle z nim na ten temat nie rozmawiałam. Zakręciłam wodę, chwyciłam ręcznik i wytarłam moje wszystkie zmartwienia. Dlaczego?- zadawałam sobie to pytanie, dlaczego nagle uczucie wobec Luka prysło, nie potrafiłam tego wyjaśnić. Moje ubrania błyskawicznie znalazły się na mnie. Szybko wyprostowałam włosy, zrobiłam  make-up i założyłam drobne dodatki. Wyglądałam nieziemsko:

Wyszłam z łazienki, chwyciłam torebkę i włożyłam do niej kilka drobiazgów. W oddali słychać było krzyki dziewczyn abym się pospieszyła. Postanowiłam wysłuchać ich próśb i udałam się w kierunku drzwi. Sophie stała już na baczność przy drzwiach, a Elka bardziej wyluzowana , oparta była o ścinę i grzebała coś w komórce. Jak sądzę odpisywała na kolejne sms od Louisa w stylu- "Kiedy będziesz?" "My już czekamy!" "Pewnie seksownie wyglądasz, tęsknię, mrr."
Gdy mnie zobaczyły powiedziały tylko ciche- WOW i udałyśmy się do zamówionej przez cudownego chłopaka mojej koleżanki limuzyny. Czułam się jak prawdziwa gwiazda, która jedzie na jakieś rozdanie nagród. Tak naprawdę miał być to jeden z ekskluzywnych barów.  Wzięłam to co moje i wyszłam krokiem Kate Middleton i podążyłam w kierunku drzwi. Nagle zauważyłam przed sobą wielkiego, umięśnionego ochroniarza. Przełknęłam głośno ślinę i usłyszałam- Czy jest pani na liście gości?, ja natomiast dodałam ciche- mhm. Wielki zaczął przeglądać każdą kartkę jakiegoś zeszytu A4. Wybełkotał tylko- Ale pani nie ma na liście. Na moje szczęście właśnie podeszła do mnie Elka mówiąc:
-Proszę wybaczyć za zachowanie mojej koleżanki, a teraz proszę nas wpuścić. Na nazwisko Calder, w środku jest już mój chłopak Louis T....
Nie dokończyła, bo właśnie ochroniarz otworzył nam drzwi. Bez większych sporów weszłyśmy do środka. Mój widok przyćmił jakiś koleś idący prosto na mnie. Zdziwiło mnie to,jak i to ,że właśnie zauważyłam Luka. Siedział sobie grzecznie przy barze popijając  drinka. Chciałam już do niego podejść, ale Sophie pociągnęła mnie za nadgarstek i zaprowadziła w kierunku jakiegoś małego czarnego stoliczka i miękkich puf. Siedzieli przy nim 5 chłopaków. Nie widziałam ich twarzy,bo stałam w punkcie, gdzie światło reflektorów bardziej raziło. Podeszłam bliżej i ujrzałam, ujrzałam całe One direction. Wiedziałam, że nieodpowiednim zachowaniem w tej chwili byłoby krzyczenie, więc podeszłam do każdego w celu jakiegokolwiek przywitania:
-Cześć, jestem Jasmine wybełkotałam na sam widok Zayna.
-Witaj, ja jestem.. yy...jak to do cholery było?
-Zayn, o ile wiem, Zayn Malik.
-O tak,dokładnie tak.
 Zatraciłam się chwilę w jego cudownych czekoladowych paczałkach. Przez parę minut patrzyliśmy się tak bez opamiętania. Próbowałam rozszyfrować jego twarz, mówiącą "Proszę, pocałuj mnie" Nie chcąc wzbudzać jakiś podejrzeń usiadłam tuz  obok mulata. Ten posłał mi tylko przelotne spojrzenie, po czym wziął duży łyk alkoholu. Tylko zastanawia mnie jeden fakt, a mianowicie dlaczego Elka mi nie powiedziała. So sorry, ale jestem ich fanką, a ona o tym wiedziała. Nw może chciała mi zrobić niespodziankę? A ch*j z  tym. Przecież miałam się dobrze bawić. Już po chwili Louis wpychał mi na siłę drinka, którego i tak musiałam opróżnić do dna, potem kolejnego i kolejnego. Nie mam pojęcia co w tamtej chwili się ze mną działo. Ale niespodziewanie, gdy  Zayn zawiesił swój wzrok na mnie, ja delikatnie chwyciłam jego twarz i przyciągnęłam do siebie. Wszyscy krzyczeli :GORZKO GORZKO. A ja lizałam się z dopiero co poznanym kolesiem, no nie w sumie to z gwiazdą. W końcu oderwałam się od niego i przytuliłam się do  jak do puchatego misia.  Przygryzłam wargę i powiedziałam:
-Oh, Zayn jakiś ty słodki. Kocham Cię!- w tym momencie żałuję tych słów jak cholera.  Jedyne co utkwiło mi w pamięci to to co zobaczyłam. Tak, mój chłopak liżący się z jakąś blondynką przy barze. Mój odruch? Wybiegłam z płaczem tak szybko jak tylko potrafiłam, ledwo unosząc się na nogach. Chwiałam się na nogach podążając przed siebie. Czułam ból,  tak go kochałam, a prawda o nim wyszła na jaw. Mój chłopak- usiadłam oparta o drzewo chowając zapłakaną twarz w nogi. Moje oczy powoli się zamykały, nikt mnie nie szukał, pewnie nawet nikt nie zauważył, ze mnie nie ma. Było zimno, a ja w samej sukience, powoli zamarzałam od środka. Alkohol pomógł  mi w tym, w tym momencie chciałam tylko się zabić. Czyjeś ręce właśnie spoczywały na moim ramieniu,czyiś oddech i słowa dawały się odczuć przez bodźce. A ja głucha i zatracona, nie wiedziałam kto to.
RANO
Obudził mnie potworny ból głowy. Przewróciłam się powoli na drugi bok i ujrzałam nie znajome mi dotąd łóżko. Gdzie ja do cholery jestem?- podniosłam się rozglądając się dookoła. Co to za pokój, no na pewno nie mój. Na stoliczku nocnym leżał czyiś telefon, chwyciłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Na tapecie było moje zdjęcie, ale zrobione gdy spałam. Ku*wa o co tu do cholery chodzi? Rzuciłam komórkę i próbowałam wstać kiedy ujrzałam wchodzącego do pokoju Zayna.
-Zayn, o co tu chodzi? gdzie ja jestem?
-Jas jesteś u mnie w domu. Nie mogłem Ciebie zostawić na ulicy, abyś zamrzła. Nie wiedziałem gdzie mieszkasz, więc wziąłem Ciebie na ręcę i zaniosłem do mnie.
-Aha...próbowałam wstac, ale gdy zobaczyłam, że jestem naga szybko okryłam się kołdrą.
-Zayn, czemu jestem naga? wyjaśnisz mi to?
-Jak chcesz to wyjaśnię. No więc, tak, jak cię przyniosłem tutaj, ty rzuciłaś się na mnie i zaczęłaś rozbierać. Ja nie chciałem zrobić ci krzywdy, więc ciebie odpychałem. Ale ty nie dawałaś za wygraną i widzisz, bo przegrałem z Tobą.
-Co? Zayn co ty opowiadasz?! To nie może być prawda! A jeśli będę...
-Co będziesz?
-W ciąży, w ciąży Zayn. To co wtedy, co z moimi marzeniami o byciu modelką?
-Jak będę tatusiem, to wiedz, że Jas ciebie nigdy nie zostawię. Przecież ja Ciebie kocham.
Po tych słowach momentalnie zerwałam się i pobiegłam z płaczem w stronę łazienki. Co ja głupia myślałam, że miłość bezboleśnie ucieknie i bez żadnych obrażeń wróci. Moje serce miało rany, pozostawione po moich byłych. Największą zajmowała znajomość z Lukiem. Momentalnie w mojej głowie zaświeciło żółte światełko zwane rozsądkiem. Rzuciłam kołdrę na Ziemię i gorączkowo szukałam czegoś do zabicia, czegoś co wydałoby mój wyrok, coś dzięki czemu zawdzięczałabym swoją wolność. Chwyciłam do ręki golarkę Zayna i mocno przetarłam po żyłach.
Ni z stąd ni z zowąd obudziłam się. Podwójny sen? Nie, po prostu rzeczywistość ciągnęła mnie do siebie. Kurde ta ciąża to normalnie paranoja. Nie daje mi pokoju, zaplątuje mój mózg kolejnymi kabelkami. Nie pozwala myśleć racjonalnie. Miałam już tego dosyć, muszę w końcu zacząć tą karierę modelki. Może głuche marzenia rozpłyną się po drodze, czy będą ciągnąć się za mną dalej. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Moje myśli były splątane, ja potrzebowałam poukładać sobie wszytko. Czemu on to zrobił?- pojedyncza łza zamieniła się w płacz. Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać? Czułam się okropnie, że przyłapałam osobę, którą kochałam na zdradzie z inną. Nie! nie mogłam dłużej czekać. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer do Luka. Umówiłam się z nim w parku, przy jeziorku tam gdzie się po raz pierwszy zobaczyliśmy. Włożyłam na siebie to:

 i zamówiłam taryfę. Owy samochód zawiózł mnie na miejsce, gdzie Luke rozmawiał z reporterami.
Podbiegłam do niego z pytającą miną i z całej siły przywaliłam z liścia w twarz. Nie obyło się bez komentarzy i zapytań ze strony dziennikarzy. Czemu pani mu zrobiła? Proszę wyjaśnić! Czy pani jest jego dziewczyną? Jesteście ze sobą? Zdołałam odpowiedzieć tylko na to NIE! i usiadłam cała zdenerwowana na ławce i z bezsilności zaczęłam kopać kamyk leżący na przeciw mnie. Po chwili poczułam jego ciepłe spojrzenie, które zawsze mnie zabijało. Czułam się niepewnie. Luke otarł mi łzę spływającą po  moim poliku.  Ja natomiast z całej siły jaka mi pozostała odepchnęłam go i zaczęłam iść. Bałam się tej rozmowy, bałam się jak cholera.  Niestety nadzieją głupich było to, że zostawi mnie w spokoju. Pobiegł za mną. Przystanęłam i patrzyłam na niego jak na kompletnie obcą mi osobę. Podszedł do mnie  i tych momentów nie zapomnę do końca życia. Luke pchnął mnie na ziemię, tak, że upadłam z łomotem na trawę. Następnie zaczął kopać mnie  całych sił mówiąc:
-Jeśli uważasz, że nie jesteśmy już razem to powiedz inaczej nie przestanę!
-Nie jesteśmy!- powiedziałam wypluwając krew z buzi. Następnie otrzymałam kolejny cios, tym razem w biodro. Boleło niewyobrażalnie.
-Pożałujesz za to co powiedziałaś. Nie będziesz tak traktować gwiazdy! A no właśnie wygrałem xFactora.
-Mam tow dupie! Zostaw mnie!
-Co?! Nie dosłyszałem Bij mnie? Okey!
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, ponieważ Luke kopnął mnie tak mocno , że nie panowałam już nad słowami. Nastepnie chwycił mnie za włosy i przyciągnął do siebie.
-Giń suko, dziwko już nie zasmakujesz sławy!
Uderzył mnie tak mocno pieńścią w twarz, że moje oczy powoli zaczęły się zamykać.
***
Powoli otworzyłam posiniaczone powieki. Ból był tak ogromny, że naprawdę nie życzę nikomu czegoś takiego.No dobra z wyjątkiem Luka. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po twarzy. Miałam rozcietą brew i bardzo mocno skatowaną twarz.  Otworzyłam buzię i przejechałam po zębach, na szczęście wszytkie były na swoim miejscu. Powoli i z wielką ostrożnośćią podniosłam się i ujrzałam moją nogę w gipsie. Nagle do sali wszedł przerażony Zayn.
-Jasmine wszytko dobrze, Boże jak ty wyglądasz. Przyrzekam Ci, że dorwę tego kto Ci to zronił i skatuję go tak samo.
-Zayn- powiedziałam bardzo cicho.
-Tak?
-Kto mnie tu przywiózł?!
-Tak w zasadzie to nw, ale wiem tyle, że teraz cały świat chuczy o tym co zrobił ten cały Luke.
Nie mogłam już nic powiedzieć, byłam tak słaba, że nie kontrolowałam już tego co robię. Kroplówka powoli spływała przez wąski kabelek. Powieki zadawały się być coraz cięższe. Nie dawałam rady, nie miałam siły utrzymać się na powierzchni przytomności. Zayn zauważywszy to szybko pobiegł po lekarza. Lecz na marne, ja zdąrzyłam  już zamknąć oczy.
                                                                
So sorry, za takie zakończenie. Chciałam to troszkę rozkręcić.
Proszę komentujcie, dla mnie to tak wiele.
Pozdro i do zobaczenia za tydzień xD

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 2

Akurat w naszą stronę biegła rozbędzona Ruby, która o mało co się o nas nie zabiła. Nie wiem, gdzie gnała i po co? Ale gdy nas zauważyła posłała tylko głośne: Z drogi, później wam wszystko wyjaśnię. My tylko gapiłyśmy się na nią z miną Wtf? Masakra, własna przyjaciółka nas omija. Nie rozumiem już tego, przecież nie widziałyśmy się ponad tydzień, a o rozmowie mogłam pomarzyć. Miała dla nas coraz mniej czasu. Zignorowałyśmy to z Sophie i poszłyśmy dalej w stronę mojego domu. Na nasze nieszczęście zaczął lać deszcz, co zwiększyło naszą rękację na świat i jego bodźce. Już po 'szybkiej' sekundzie byliśmy  w moim domku całe przemoknięte. Moja mama nie pozwoliła nam niestety pójść tak mokrym do góry, mielismy dopiero co zrobioną podłogę, a woda tylko rozpuszczała lakier. Tak więc, zdjąc ciuchy musiałyśmy przy moich rodzicach. Dopiero gdy zostałyśmy w samej bieliźnie, mama wydała nam rozkaz ubrania się w moim pokoju. Lol. Pożyczyłam mojej ukochanej siostrzyczce bluzkę i lekko za duże spodnie oraz ...bieliznę! Nie chciałam tego robić, ale nie mam zamiaru patrzeć jak droga mi osoba tonie w obsmarkanych chustkach. Podałam jej majteczki w kropeczki i staniczek pętliczek. Był piątek, późny wieczór, więc moja mama zgodziła się aby Sophie została u nas na noc. Miałyśmy okazję przynajmniej przekonać rodziców, by zgodzili się na wyprowadzkę. Zadowolone, z obmyślonym planem zeszłyśmy na dół, gdzie moi parentsy gadali właśnie o długach  i o tym aby sprzedać ten dom i kupić kawalerkę. A gdzie ja w tym miałam być? Teraz to wręcz byłam pewna, że zgodzą się  na wspólne mieszkanie z Sophie, było to im na rękę. Stanełyśmy z Soph przed nimi lekko chrząkając, by nas zauważyli. Z poważną miną rozpoczęłam tą trudną rozmowę:
-Mamo, tato chciałam was o coś zapytać.
-Tak, a o co dokładnie?
-No... czy bym mogła zamieszkać razem z Sophie. Wynajęła mieszkanie u takiej jednej Eleanor, do której należy to mieszkanie i z którą będziemy mieszkać.
-Wykluczone!- powiedział wręcz zdenerwowany tato.
-Ale tatusiu, ja chciałam się usamodzielnić... i nauczyć się odpowiedzialności. Przecież słyszałam o długach, o tym co teraz się dzieje. Myślicie, że ja o niczym nie wiem?!
-Córciu, kochamy Cię, no ale jak słyszałaś przeprowadzamy się!
-Mamo, proszę zastanówcie się, pójdę do pracy i sama będę się utrzymywać.
-No kochana, teraz pojechałaś, kto normalny zatrudni 17-latkę do pracy.
-Mamo,ty chyba nie wiesz jakie są czasy. 15-latka, ma już pracę przy wyprowadzaniu psów,  a już nie powiem o osobach w moim wieku.
-Wiesz co Jasmine, nie będziemy się tutaj tak kłócić przy Sophie. Zastanowimy się z tatą i jutro wszystko Ci wyjaśnimy, okey?
-Tak, taka umowa może być.
Udałyśmy się w kierunku kuchni. Zjadłyśmy kolację i poszłyśmy na górę. Miałyśmy w planie oglądać jakiś horror, no więc skusiłyśmy się na Piłę. Zacny film, nieprawdaż? Pochłonęłyśmy tylko 2 części, bo reszta spowodowała stan: spanie.
Rano
Rano obudziłam się wtulona w Soph?! Tak już niestety na siebie działamy, kochamy się jak idiotki. Hahaha... Spragniona odpowiedzi moich rodziców na pytanie: Czy mogę się przeprowadzić? zbiegłam Z Sophie na dół. Ku moim oczą pojawił się obraz mamy, która właśnie chciała mi coś powiedzieć. Nie uwzględniając banana na jej twarzy, wysłuchałam mojej rodzicielki:
-No, więc tak Jasmine...możesz wprowadzić się do tej Eleanor, ale...
I tutaj nie dokończyła, bo komórka zadzwoniła jej w kieszeni. Ja cała happy wróciłam do swojego okropnego pokoju chcąc jeszcze w piżamie się spakować. Spoko?!.Nawet nie nakarmiłam swojego gościa, ale oj tam, oj tam. I tak mama przyniosła nam wszystko do pokoju. Ja natomiast wyciągnęłam największą walizkę na kółkach jaką miałam i dosłownie wrzuciałm tyle ciuchów ile była w stanie pomieścić. O dziwo wszystko się zmieściło i wszystko zabrałam. Pokój został pusty, bez opiekunki zajmującej się plakatami, które nareszcie opuszczam. Hhaha- zaśmiałam się w duszy. Ubrałam się, spiełam włosy w wysokiego koka i ubrałam to:

następnie wziełam bagaż, z pomocą Sophie i wyszłyśmy na zewnątrz gdzie czekała na nas taksówka. Droga starasznie się dłużyła, wydawało mi się, że jadę na koniec świata i jeszcze dalej. Nie! mieszkanie znajdowało się w samiutkim centrum, z czego ja miałam daleko do domu rodzinnego. Przyglądałam się kropelką deszczu sływającego po szybie okna. Ścigały się jak te małe dzieciaczki, które właśnie dostrzegłam na zewnętrzej stronie szyby.  Nagle moją duszę owłądnęło pragnienie jakiegoś maluszka. Miałam w końcu zaledwie 18 lat, ale jak patrze na szkraby, to płacze w duszy, że nikt mnie nie chce, no tak w końcu mam chłopaka. Luke za żadne skarby nie zgodziłby się na dziecko. Musiałam się w końcu rozerwać, zaszaleć. Teraz zaczynałam nowy etap pod nazwą: " Życie bez rodziców". Było mi troszkę żal, ale chciałam w końcu się usamodzielnić. Marzyłam w prawdzie o zawodzie modelki, ale dziecko wszystko by zniszczyło. Nie! muszę nareszcie się od tych myśli uwolnić-uderzyłam się kilka razy pięścią w czaszkę. Marzenia głupich, przecież ja nigdy nie osiągnę celu potykając się o kamienie.  Właśnie dotarlyśmy do celu, było to dość duże mieszkanie w bogatszej kamienicy. Pierwsze wrażenie? Wow! Nie zastanwiając się nacisnęłam mały guziczek obok drzwi. Posłałam uśmiech do Sophie, która właśnie poprwiała swoją lekko pogniecioną bluzkę.

 Ku mojemu wzroku ukazała się uśmiechnięta od ucha do ucha brunetka. Miała na sobie białą koszulę z kołnierzem i spodnie dżinsowe -biodrówki. Wszystko podkreślały ładne dodatki. Od razu wpóściła nas do środka w celu zapoznania się z naszym przyszłym domem. Miałyśmy tam spędzić jakąś część swojego życia. Coś czułam, że moje zycie zaczyna się od nowa, że całą przeszłość odkładam do jakiegoś starego foldera w moim mózgu zwanego ' pamięć', pamięć o tym co było i już nigdy nie będzie. Gestem ręki wskazała na kanapę w dość dużym salonie. Ściany były koloru beżowego, co lekko podkreśliały czekoladowe wykończenia ścian. Białe dywaniki, czekoladowe meble i dodatki w tych kolorach. Na to wszystko jeszcze śliczna  phototapeta. Jak się domyślałam była to Eleanor Calder. Zamieszkała tutaj parę tygodni temu i czuła się zbyt samotna,no i dlatego tu jesteśmy. W pewnym momencie uważnie zaczęła się mnie przyglądać:
- Wiesz, co kogoś mi przypominasz. Ta sama cera, ciemne oczy, włosy. Już wiem! Ale nie powiem, poznacie ich w odpowiednim czasie.
-Aaaa...- wykrztusiłam
Dziewczyna przedstawiała się i nakazała spocząć na miękkiej sofie. Zapytała co chcemy do picia i już po chwili wróciła z kilkoma kubkami i talerzem ciastek w dłoni. Miło mi się z nią rozmawiało i jak mi się zdaje Soph też. Podobało mi się jej poczucie humoru i zapał do pracy. Ona jedyna miała odwagę, odwagę w stawieniu czoła z problemami. Wyglądałą mi na osobę bardzo wykrztałconą, osobę o bardzo bujnej wyobraźni. Sophie szturchneła mnie w łokieć, gdyż właśnie wsypywałąm 6 łyżeczkę cukru. Nie no git... Soph, nagle zapytała:
-Ej Elka, a pokarzesz nam pokój?
-O kurde, czemu nic nie mówicie, a bym naprawdę zapomniała. Chodźcie.
Prowadziła nas przez dość wąski korytarz, gdzie znajdowało się kilka czekoladowych drzwi. Jedne na sam wprost nas, jak już się dowiedziałam miał należeć do nas. Popchnęła jedną ręką drewno i zobaczyłam moje małe królestwo. Królestwo, małej królewny,która chciała się w nim zaszyć i o wszystkim zapomnieć. Pokój był niesamowity.

 Barwami przypominał berz. Zorientowałam się, że będziemy wszystkie razem w pokoju, myślałam raczej o oddzielnym, ale nie będę się już kłócić. Moją uwagę przykuły dwa pojedyńcze łózka i jedno wielkie nad nimi, pod samiutkim sufitem. Pod nim również znajdowała się mała i przytulna łazienka. Chciałam zaklepać łóżko u góry, więc jak najszybciej tam pobiegłam. Elka tylko na mnie dziwnie się spojrzała.
-Zaklepuje!- wykrzyczałam już u szczytu.
-Dobrze, nie mam nic przeciwko. Myślałam, że nikt tam właśnie nie będzie chciał spać.- powiedziała
-Widzisz już taka jestem, hahaha..pomyślałaś może, że mam najwięcej z nich wszystkich miejsca.
-Noooo w sumie- oddawaj wskoczyła do mnie do wyra i zaczęła mnie gilgotać.
Byłam na to starsznie uczulona, Luke jeszcze mnie w taki sposób nigdy nie uszczęśliwił. Zdawało mi się, że ja o nim kompletnie nic nie wiem. Był dla mnie coraz obcy, jak nie xfactor, to jakieś wyjazdy do ciepłych krai i te talemnicze telefony. Na samą myśl przerażało mnie to, w końcu będę miała tego dosyć. Nie wiem co myśeć o tym co powiedziała mi Sophie. Czy to prawda? Nie wiem, nasza miłość powastała tylko z głuchego spojrzenia i żałosnego podkochiwania się w najprzystolniejszym chłopaku w szkole. Każda chciała z nim być, miliony chiały go poznać i z milionami się umawaił. Czułam tatmtego dnia gdy do mnie podszedł, czułam się wyróżniona. Jedna wpadka- pocałunek z jakąś dziewczyną, wybaczyłam mu. Głupie prezenciki, myśli, że one zastąpią jego miłość. Nie! chcę być w końcu szczęśliwa, a nie udawać taką osobę, którą nie jestem. Chcę pokolorwać moje życie kredkami w kolorze tęczy, kolorze wielu doświadczeń i ryzyka, życia na spontana. Życia swoją osobą. Obudziło mnie mocne uderzenie poduszką o głowę, Elka zauważyła, jak przez dobre 5 min. spoglądam się w jeden punkt, w punkt przyszłości. Ocudziła mnie jeszcze raz po czym poszła po bardziej radyklane środki-a mianowicie wiadro zimnej wody. Tak szybko jak wyszła tak szybko przyszła z górą zimnej jak woda w titanicu tafli. Oblała mnie tym, na co ja odpaliłam jak torpeda w stronę łazienki. Chciałam się odegrać! Wzięłam największą miskę jaką miała  i wlałam tam tyle lodowatej wody ile się dało i wróciłam na miejsce. Ukradkiem poczołgałam się do niej i wylałam zawartość miski wprost na Elkę. Ta tylko się wydarła:
-Moje nowe ciuchy! Zabiję Cię Jas!
-Hhahahaa-wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. Minka Eleanor bezcenna.
Nagle po domu rozbrzmiał dźwięk czyjegoś telefonu. Porwałam się w rytm dzwonka, którym był utwór One direction- Live while we're young. Podekscytowana zaczęłam nawet tańczyć, długo się nie cieszyłam, do momentu gdy Elka nie odebrała:
-Halo?-powiedziała
-Loui mówiłam Ci, od dzisiaj już nie jestem sama w mieszkaniu.
-Nooo okey, to tam gdzie zawsze?
-Dobraaa całuski, Kocham Cię, do zobaczenia.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem i zapytałam:
-Ty masz chłopaka? Lubisz 1D?
-Mam, nie mam wyjścia.- powiedziała
-Aha, dlaczego?
-No nw jak wam to powiedzieć. Dowiecie się dzisiaj wieczorem. Idziemy na imprezkę. Poznacie moich głupków.
-To co..ilu ty masz tych chłopaków?
-Nie! to nie moim faceci, to moi bracia, przyjaciele. Moje gumisie z talentem, no i Louis- mój chłopak.
-Aaaa...kojarzę to imię, ale przecież Louisów w Wielkiej Brytanii jest pełno. Tyle co kot napłakał.
-Noooo..., a wy macie kogoś?
-Nie-powiedziała stanowczo Soph
-A ty Jas?- spytała
-Mam, tak mam chłopaka. Nazywa się Luke.- powiedziałam z przerażeniem w głosie.
-Jasmine, kochanie, coś nie tak?
-Nie chcę o tym rozmawiać!- powiedziałam ze łzami w oczach.
-Opowiedz mi proszę, jak będziesz płakała to ja też.
-No dobraa. Tak myślę, że Luke mnie nie kocha, że ma inną. Co chwilę gdzieś wyjeżdża, odbiera tajemnicze telefony, po których natychmiatowo znika z  bananem na ryju.  Nie wiem co o tym myśleć. Kocham go, ale nw czy on mnie. Nigdy jeszcze mi tego nie powiedział.
-Powiem szczerze, mój Louis nigdy się tak nie zachowywał. No więc nw co ci powiedzieć. Mówiłaś, że one jest podrywaczem dziewczyn?
-No, tak. Zazdroszczę Tobie tego partnera. Mam nadzieję, że poznam.
-Dzisiaj impreza, więc napewno zapomnisz o smutkach z moimi głupkami, a w szczególności z Louisem.
-Elka, coś czuje, że się zaprzyjaźniamy- powiedziałam ocierając swoje łzy z policzków.
Wstałam z podłogi, poprawiłam bluzkę. Zrobiłam sobie koka i chwyciłam walizkę, musiałam w końcu się ropakować. Włożyłam ładnie poskładane ciuszki do wyznaczonej przez Elkę szafy i zaczęłam szykować się na wieczór. Wybrałam sobie prześliczny komplet, po czym usiadłam z dziewczynami przy kominku popijając gorącą czekoladę.